#lektura


Ferie zdecydowanie za nami, zaczęła się męczarnia pod tytułem wejściówki, kolosy i wstawanie o 6:00 rano. Chciałabym Was jednak zabrać na jeszcze jedną chwilę, gdzieś daleko od szarej rzeczywistości - do beztroskiego przesiadywania całych dni w fotelu z książką w dłoni.

Przez te dwa i pół tygodnia udało mi się szczęśliwie przeczytać kilka książek, i nie były to podręczniki 😎 Jedna z nich miała wprawdzie powiązania z moim poprzednim semestrem na studiach, ale było to bardziej zachęcające niż odrzucające - opowiadała wszakże niezliczone historie  o truciznach. Szkoda, że nie dorwałam jej jeszcze podczas trwania toksykologii, bo na pewno zapamiętałabym z niej więcej ciekawych i przydatnych informacji, niż z Seńczuka.


Stulecie Trucicieli autorstwa Lindy Stratmann (Wydawnictwo RM) już samym tytułem wprowadza czytelnika w klimat XIX-wiecznych historii o truciznach. Podobnie jak książki Thorwalda, jest ona pełna prawdziwych mrożących krew w żyłach opowieści o minionych czasach, które dla nas, ludzi XXI wieku, wydają się zupełnie nierealne. Nie mogę powiedzieć, że przecztałam ją w jeden wieczór - przez bogactwo szczegółów autorka rozmyślnie nas spowalnia, dzięki czemu możemy dłużej cieszyć się samym aktem czytania 😀Dokładne nazwiska, miejsca, daty i mnóstwo innych detali nie pozwalają zapomnieć, że to wszystko działo się naprawdę... Aż mam ciarki.

Cała książka składa się tak naprawdę z wielu, wielu opowieści o morderstwach lub próbach ich usiłowania, które są w pewnien sposób połączone. Przykładowo, spora część pierwszych rozdziałów jest poświęcona chyba najpopularniejszej w tym okresie truciźnie - arszenikowi. Zagadnienia można próbować też ugryźć od strony psychologicznej, ponieważ zawsze pojawia się wzmianka o motywach sprawców, a także prawnej - bo przecież właściwie wszytskie te historie kończą się na rozprawie sądowej.

Na pewno fascynujący i trzymający w napięciu jest swego rodzaju wątek poruszający temat wyścigu zbrojeń pomiędzy trucicielami tworzącymi nowe środki, a naukowcami, lekarzami czy chemikami, którzy usiłowali udoskonalać metody rozpoznawania przypadków otruć czy wykazywania obecności poszczególnych związków chemicznych podczas sekcji zwłok. Czy to nie brzmi znajomo?

Komu polecałabym tę książkę? Na pewno jest ona skierowana do szerokiego grona odbiorców, lektura powinna podobać się każdemu. Trzeba tylko pamiętać, żeby poświęcić dla niej troszkę więcej niż jeden wieczór, ponieważ tak jak wcześniej pisałam - nie są to puste słowa, tylko pełne szczegółów opowieści.

Cheers 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz