Czy drugi raz wybrałabym Rzeszów?

Na wstępie chciałam pogratulować wszystkim maturzystom wyników. Tym, co uzyskali wymarzoną ilość punktów życzę dużo siły i wytrwałości na studiach, a tym, którym braknie kilka punktów - także siły i wytrwałości w dążeniu do celu i spełnianiu marzeń. 😘😘

Dodam jeszcze, że w październiku wszystkie wyniki się zerują. Zaczynacie z tego samego poziomu. Nie ma znaczenia, czy ktoś dostał się w pierwszej, czy ostatniej listy. Naprawdę. Mogę się założyć, że nie tylko u nas w Rzeszowie, ale też na innych uczelniach, studenci, którzy otrzymali przepustkę na studia na przełomie września i października, są często jednymi z najlepszych osób na roku. I odwrotnie.


A teraz przechodzę do sedna sprawy - jak wygląda lekarski na UR na II roku? Czy polecam uczelnię? Czy warto się tam w ogóle wybierać? Bardzo dużo podobnych pytań dostaję w wiadomościach prywatnych, więc stwierdziłam, że jest to temat na czasie i warto wypowiedzieć się trochę szerzej. Zdaję sobie sprawę, że może z tego wyjść niezły tasiemiec, bo w ciągu IV semestru mało co pisałam na temat zajeć (za co bardzo przepraszam) - trochę się tego nazbierało. Staram się jak najbardziej obiektywnie ocenić wszystkie sytuacje, wyłączając emocje, ale nie obiecuję, że się to uda. 
Odpowiedź na nurtujace Was pytania znajdziecie w dalszej części tekstu 😋
Najważniejsza rzecz - poniższe wywody dotyczą obecnego II roku. Wszystko może się zmienić. Miejcie to w świadomości.

Mikrobiologia z parazytologią

Zdecydowanie największa zmora II roku. Mówiąc wprost - mieliśmy praktycznie całe ćwiczenia z mikrobów wciśnięte w 1 semestr, ponieważ pracownia nie była gotowa na czas. Możecie sobie wyobrazić 😊.
W pierwszym semestrze odbyły się seminaria, na które przygotowywaliśmy prezentacje oraz część wykładów. Na koniec pisaliśmy kolokwium, które przerosło nasze oczekiwania i w rezultacie zdało około 20%. Na szczeście (albo i nie) okazało się, że nie musimy go poprawiać, gdyż ocena końcowa będzie polegała na zliczeniu średniej z wszystkich uzyskanych ocen (3x kolokwium pisemne, kolokwium teoretyczne i ocena z wejściówek). W II semestrze rozpoczęliśmy prawidzwe zajęcia. Mieliśmy co tydzień 2h 15 min ćwiczeń i do tego tyle samo trwający wykład (zwykle co 2 tyg., ponieważ pani profesor dojeżdżała z Warszawy). Jak one wyglądały? Na każdych była wejściówka (baardzo duże partie materiału na raz) - 1 pytanie otwarte, prezentacja prowadzącego, a później praktyczne czytanie wyników badań, robienie testów np. koagulacji, immunochromatograficzncych, posiewy, robienie antybiogramów... + oglądanie preparatów pod mikroskopem. W trakcie uzupełnialiśmy (a właściwie powinniśmy uzupełniać) notatki w zeszytach, które na końcu zeszyty podlegały sprawdzeniu i zaliczeniu.
Bardzo duży nacisk kładziono na diagnostykę oraz leczenie (bardzo rozbudowane wykłady i prezentacje). Drugie kolokwium pisemne właściwie dotyczyło w większości właśnie diagnostyki. 
Większość semestru poświęciliśmy na omawianie poszczególnych gatunków bakterii. Poźniej mieliśy 1 zajęcia z wirusologii ogólnej, 1 z grzybów, i zaczęliśmy zakażenia układowe. Do nich dokładali nam poszczególne wirusy. Niestety skończyło się to tak, że większość z nich musieliśmy sami w domu przeczytać, bo na zajęciach nie starczyło czasu i tematów. 
Pod koniec mieliśmy również zaliczenie praktyczne, które dotyczyło prawie wyłącznie mechanizmów oporności bakterii na antybiotyki.

Wszystko to dotyczy mikrobiologii. Natomiast część parazytologiczna składała się z jednego wykładu oraz jednych (chyba) ćwiczeń. Na koniec odbyło się kolokwium, które poszło w większości dostatecznie.

Egzamin? Zdawalność około 60%. W porównaniu do naszych kolokwiów wypadło hmm dość nieźle. 😔 Problem był taki, że tego, jak będzie on wyglądał, dowiedzieliśmy pod koniec maja... Podobnie było z warunkiem dopuszczenia do egzaminu - średnia końcowa z przedmiotu minimum 3,0. Przysporzyło to kilkunastu osobom kłopotu, ponieważ musieli tuż przed egz poprawiać kolokwium. Nie zazdroszczę.  Zerówka była ustna, dla osób ze średnią od 4,0. Można sobie wyobrazić, jakie mieliśmy oceny, skoro załapało się na nią 17 osób.

Materiały, z których korzystaliśmy to nie tylko Heczko od deski do deski. Do tego antybiotyki i oporność bakterii z Dzierżanowskiej i naprawdę wiele wiedzy z wykładów i prelekcji ćwiczeniowych. To naprawdę jest ogromna ilość jak na jeden semestr 😢

Jednakże muszę podkreślić, że była to sytuacja jednorazowa. Pracownia już działa, więc kolejny rocznik będzie miał o niebo lepiej. Będzie wiadomo, co obowiązuje, z czego się uczyć, jak się uczyć i jak zdawać egzaminy. To taki promyk nadziei na lepsze jutro 😊

Fizjologia

Kolejny dosyć problematyczny przedmiot. O tym, jak wyglądał I semestr, możecie przeczytać w poście tu i tu. Druga część roku była zdecydowanie bardziej ciekawa. Mieliśmy praktyczne ćwiczenia na sobie, prowadzone przez lekarzy - EKG, USG, badanie odruchów, składu ciała, spirometria, testy wysiłkowe, odwiedziliśmy nawet szpital na zajęcia z body pletyzmografii. Było naprawdę ciekawie. Do tego o punkty z ćwiczeń nie było już tak trudno. Podobnie na seminariach, chociaż one akurat nie zmieniły się w stosunku do poprzedniego semestru. W większości obejmowały zagadnienia związane z sercem i krążeniem, co przypadło mi do gustu 😁.
Problemy zaczęły się pod koniec roku. Najpierw kłopoty pod tytułem kto może iść na zerówkę - od 17 osób zrobiło się "wszyscy", a potem "nikt". Wszystko w przeciągu 5 dni bodajże. Z egzaminu zwolnione były 4 osoby, co było określone w regulaminie słowami "najlepsi studenci", niestety w większości interpretowaliśmy to wyrażenie w stosunku do ilości zebranych przez cały rok punktów... A tu jednak wola i myśl profesora określiła tę czwórkę. Kolokwium końcowe nie odbyło się, natomiast na szczęście do egzaminu (chyba) wszyscy zostali dopuszczeni, ponieważ zdobyli wymaganą ilość punktów. Składał się on z 10 otwartych pytań zawartych w Ganongu, na których pisanie mieliśmy 3h. O te pytania właśnie odbyła się największa burza, zachaczająca nawet o wyższe instytucje.. Chcieliśmy bowiem, by na egzaminie rzeczywiście pojawiły się te "pytania z tyłu" - tak, jak było mówione na pierwszym wykładzie. Po zaciętych bojach powyższe ustalenia zaczęły obowiązywać, aczkolwiek jakieś 3 tygodnie przed egzaminem. Zdawalność około 95% - ładnie i przyjemnie.

I tu podkreślam - mimo problemów na linii studenci - katedra, trzeba je włożyć do historii. Profesor odchodzi na emeryturę, a stanowisko szefa katerdry fizjologii oraz patofizjologii obejmie nowa osoba, której nazwiska jeszcze nam nie udostępniono. Dlatego wszystko może zmienić się o 180 stopni, łącznie wymaganiami, podręcznikiem, zajęciami - dosłownie wszystko. 

***
Jak widać, problem uczelni leży w organizacji - w końcu jesteśmy pierwszym rocznikiem lekarskiego w historii. Ale przecież z roku na rok będzie coraz lepiej. Natomiast jeżeli chodzi o kadrę czy poziom nauczania - wszyscy bardzo, nawet za bardzo się starają. I nie można się do tego przyczepić. Wymagania są wysokie, trzeba naprawdę przysiąść do nauki... Nie ma przelewek 😷 

Chyba najczęstsze pytanie - czy drugi raz wybrałabym Rzeszów? TAK. Już tłumaczę dlaczego:
  1. Małe grupy - 10-osobowe ćwiczeniowe, 20-os. seminaryjne. Wykłady: 60 osób (na stacjo, bo na stacjo zostało trochę ponad 30 osób). Jest to naprawdę duży plus i chyba każdy o tym wie.
  2. Nowe budynki i cała infrastruktura - choć tu można znaleźć minusy jak np. z naszą pracownią mikrobiologiczną czy brakiem automatów z kawą i jedzeniem (trzeba latać do starszego budynku obok).
  3. Brak giełd z X lat - dla jednych minus, dla mnie zdecydowany plus. Nie da się ukryć, że bez giełd trzeba nauczyć się wszysykiego, co automatycznie przekłada się nasz poziom nauki.
  4. Odległość od domu - dla mnie też to bardzo ważny aspekt. Jestem niby blisko, niby daleko - taki mój ideał.
  5. Prowadzący naprawdę się starają, w końcu to ich początki w Rzeszowie. Zobaczymy, jak będzie na klinikach, ale o tym od października!
  6. Samo miasto Rzeszów jest małe, bezpieczne i piękne. Przebywam w nim codziennie od 8 lat i jeszcze mi się nie znudziło - ba! Nawet coraz bardziej je lubię.
Kolejna część tekstu pojawi się jutro, do zobaczenia!

16 komentarzy:

  1. Matura już za mną, mam swój wymarzony wyniki, wybieram się do Rzeszowa na medycynę, mam nadzieje ze nie pożałuje choć tak dużo osób radziło żeby wybrać starszą uczelnie, ale wole jednak być w miarę blisko domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że nie pożałujesz :). Będę to jeszcze pisać jutro, ale podkreślę - Rzeszów jest dla ludzi ambitnych, którym nie straszne jest uczenie się różnych dupereli na pamięć. Uczyć się trzeba dużo, bo nie ma giełd i wymagania są wysokie. Także zapraszam w szeregi odważnych, mam nadzieję, że opłaci się to w przyszłości :)

      Usuń
    2. Pracując w szpitalu nie ma giełd, na każdej uczelni ludzie powinni się przykładać do nauki

      Usuń
    3. A nie wszędzie tak jest, dlatego cieszę się z Rzeszowa :)

      Usuń
    4. Jestem po 3 roku lekarskiego i zdecydowanie nie sądzę, żeby uczenie się dupereli na pamięć świadczyło o ambicji. Raczej o bezsensownym systemie który uczy nas dalszego bezsensu. Pół studiów mam za sobą, doświadczyłam tyle bezsensu, że głowa mała i mam nadzieję, że kliniki dadzą już sobie spokój i będą uczyły przede wszystkim praktycznych rzeczy, które trafiają się pacjentom w tych szerokościach geograficznych a nie jednej rodzinie na wysepce na oceanie xD

      Usuń
    5. Z jednej strony oczywiście wielka racja! Marzę o tym, żeby wreszcie zacząć uczyć się praktycznych rzeczy, a nie jakiś najmniejszych pierdół, o których nawet nie będę pamiętała za tydzień.
      Ale z systemem nie wygrasz.. i to jest druga strona medalu. I jeżeli trzeba się uczyć, to trzeba szukać pozytywów (rozszerzenie mózgu :D), a nie przeklinać i sobie życie zasmucać i ciśnienie podnosić. Tak przynajmniej ja sobie radzę...

      Usuń
  2. Myślisz, że 157 punktów wystarczy na lekarski do Rzeszowa czy raczej nie ma szans?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na stacjo to nie wiem.... Może być ciężko bardzo, tym bardziej, że w tym roku prognozują chyba leciutkie wzrosty progów. W tamtym roku pod koniec października przyjmowali chyba 160 pkt :(

      Usuń
  3. Jak duża cześć wykładów w Rzeszowie jest obowiązkowa, które z nich można sobie odpuścić? Czy oprócz nauki miałaś czas na coś innego np. trening jakiegoś sportu albo spotkania z przyjaciółmi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykłady raczej nie są obowiązkowe :) Tylko z niektórych przedmiotów, raczej tych mniej ważnych.
      Tak, czasu można trochę wydobyć :) Pisałam o tym między innymi w poście http://blognapierwszyogien.blogspot.com/2017/03/gonitwa-z-czasem-na-medycynie.html

      Usuń
  4. Akurat że wynik matury nie ma aż takiego znaczenia to się nie zgodzę. Najczęściej ci z wyższymi wynikami matury sobie lepiej radzą na studiach (tak samo jak osoby ze stacjo lepiej radzą sobie niż ci z niestacjo) i to są fakty.
    Wiem, brzmią może kontrowersyjnie, ale to czysta prawda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie zależy od uczelni, ale u nas naprawdę nie widać takiej zależności.. Jedynie widoczne jest to, że jeżeli ktoś dostał się już w trakcie roku akademickiego, pod koniec października, a więc automatycznie miał najniższe pkt, to miał problem potem z nadrobieniem materiału i to się ciągneło za nim cały semestr :(

      Usuń
  5. Mam pytanie czy z wynikiem 92 % z chemii i 75 % z biologii mam szanse sie dostać na medycyne rzeszowska ;(?

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślisz, że da radę dostać się z wynikiem po 83% z biologii i chemii? Jak tak to kiedy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 166 pkt hmm. Myślę, że może na przełomie sierpnia i września? Ciężko stwierdzić, być może łatwiej będzie, gdy ukaże się pierwsza lista :)

      Usuń