Nie mogłam się doczekać pierwszych zajęć z anatomii. Zapowiedziano wejściówkę, ale nie wzięłam tego na serio. Oczywiście przeczytałam temat, żeby mieć jakiś pogląd. Kupiłam fartuch, buty lekarskie, czepek, paczkę rękawiczek, 2 pensety i skalpel.
A tu bach, kartkóweczka na dzień dobry, terminy z łaciny na polski i pytanie otwarte. Nie napisałam prawie nic, i to był pierwszy moment, pierwszy powód, dla którego obiecałam sobie, że na każde kolejne zajęcia przyjdę przygotowana.
Kości kończyny górnej, jakie to było dla mnie nowe - dotykanie ludzkich szczątków. Ale tak szczerze, to nie czułam jakoś zbytniego stresu, dziwnych emocji. Wchłonęłam wszystko bardzo szybko. Pamiętam, że na tych zajęciach nauczyłam się więcej, niż siedząc kilka godzin z książką.
Miałam niedosyt - chciałam zobaczyć całego zmarłego, tym bardziej, że koledzy z innych miast już mówili o preparowaniu zwłok w pierwszym tygodniu.. Wiem, że może brzmi to groteskowo i szaleńczo, ale chyba złapałam bakcyla. Albo po prostu jestem bardzo otwarta na nowe doświadczenia. Po prostu pokochałam anatomię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz