keep calm - patofizjologia


Podobny obraz
Pomimo moich wcześniejszych niechęci patofizjologia okazała się jednym z najlepiej prowadzonych przedmiotów w tym semestrze 😀

W sumie mieliśmy tylko tygodniowy blok + jedne ćwiczenia z profesorem hematologiem odnośnie układu krwionośnego i limfatycznego + dosłownie kilka wykładów.


Ten blok to był naprawdę ciężki tydzień. W dodatku jeszcze moja grupa miała go jako ostatnia, tuż przed sesją i milionem zaliczeń, co było dyskusyjną sprawą. Z jednej strony naprawdę miło, bo mieliśmy później do zaliczenia wszystko na świeżo, ale z drugiej musieliśmy siedzieć i niemal zdychać na bloku, podczas, gdy inni mieli go już z głowy i mogli na spokojnie zająć się przygotowaniem do zaliczeń i egzaminu z innych przedmiotów. Oprócz normalnych zajęć do południa, wieczorami przychodziliśmy na 5-godzinne (zegarowe!) zajęcia z pato, które właściwie tylko raz skończyły się troszkę wcześniej 🙈 Udało się nam omówić układ pokarmowy, moczowy, tkankę łączną, nerwowy, endokryny, hematologię, cukrzycę, czucie, ból, termoregulację, także wydaje mi się, ze dość sporo. Na ćwiczeniach siedzieliśmy sobie i dyskutowaliśmy, a na ćwiczeniach z moczowego i łącznej mieliśmy wcześniej w domu rozpracować przypadki kliniczne, które nam wcześniej wysłali 😍
Bardzo mi się podobało! Seminaria to klasycznie, z prezentacjami naszymi. Na koniec, w środę po bloku, pisaliśmy zaliczenie bloku (test 18 pytań). A wczoraj odbyło się szalone zaliczenie semestru, na które zebrała się cała katedra. Dostaliśmy wydrukowane miniaturową czcionką 50 pytań testowych i jazda! Na szczęście prawie wszystkie zagadnienia były wspominane na ćwiczeniach, także poszło dobrze 😊 I tak dzięki niemu mam już ferie!



W kolejnym semestrze czeka nas zmiana, bo na naszą prośbę zajęcia nie będą odbywać się w blokach, tylko normalnie co tydzień (czy tam dwa). Zobaczymy, jak to zadziała. Ale ten tygodniowy blok był naprawdę męczący! Jednego dnia miałam zajęcia od 8 do 19 prawie bez przerwy, to ostatnie półtorej godziny ćwiczeń już mi tak głowa leciała, że było mi wstyd 😂

A właśnie! Taki #lifehack: w takim sytuacjach są trzy wyjścia:
1) pójście spać
2) wyjście na chwilę na korytarz i szybka seria podskoków, skłonów i truchtów
3) guma do żucia - to ona mnie uratowała!

W lutym zaczynamy od serducha 😍 Więc zapowiada się cudownie.

***

Ostatnio miałam też taką rozkminę odnośnie prowadzących, tak ogólnie. Nie ma ŻADNEGO porównania z przedmiotami na I czy II roku, gdzie ta teoretyczna nauka zabijała nawet wspaniałego nauczyciela. Było dobrze, ale teraz... Wiecie, oni opowiadają w większości o swoich dziedzinach, swojej pasji. Mówią o spotkanych pacjentach, różnych sytuacjach - oni na tych zajęciach są naprawdę prawdziwi.
Między innymi właśnie dlatego im dalej, tym coraz bardziej mi się podoba 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz