Opowiem Wam troszkę o pierwszorocznych uczuciach do pewnego pana o imieniu Adam. Bochenek! Nie każdy student doświadcza jednak pozytywnych emocji na dźwięk tego nazwiska. W moim przypadku było to trochę bardziej skomplikowane niż prosta miłość <-> nienawiść.
Na półce wciąż stoi te legendarne 5 tomów. Może jestem sentymentalna, ale Bochenków się nigdy nie pozbędę! To moja anatomiczna pierwsza miłość, aczkolwiek nie od pierwszego wejrzenia. Jaka jest moja historia?
Pierwszego października '15 mówiłam z wielkim zdecydowaniem - nigdy nie będę uczyć się z Bochenka. Oglądałam jeden z tomów na wakacjach w bibliotece, był z jakiś 70. lat - zupełnie mnie nie porwał. Powiem nawet, że odrzucił. Zero (albo prawie 0) kolorów, punktów, uproszczonych schematów, wszystko jednolitym tekstem. Dla wzrokowca tragedia.
Jednak na pierwszych ćwiczeniach z anatomii nakazali nam przeczytać coś ze stawów kończyny górnej z Bochenka właśnie "tym małym druczkiem". Musiałam pobiec do biblioteki. I gdy dostałam w łapska pierwszy tom i zaczęłam go czytać, poczułam magię tej książki. W tych niezliczonych wyrazach jest dusza. Wznosząc się na wyżyny powiem, że na kartach tych ksiąg wielki Adam zostawił swą duszę, tak brutalnie oderwaną od ciała przez anatomiczną krew - formalinę. A schodząc na ziemię - jedyny podręcznik, gdzie jest wszystko, czego potrzeba pierwszakowi. I dużo dużo więcej.
Od tej pory była to moja anatomiczna podstawa, która wraz z atlasem przyniosły sukces, jakim jest zdanie egzaminu 😀
Nie można pominąć jednak kilku cech Bochenków, które są 'potencjalnie problematyczne'.
1. Grube i ciężkie książki - niestety, nosić taką księgę codziennie na uczelnię - to nie takie proste. Aczkolwiek nie niewykonalne.
2. Dużo, często za dużo informacji w jednym miejscu - wiadomo, nie wszystko potrzebne jest pierwszakowi do życia. A chyba nie znam osoby, która by przeczytała te podręczniki od deski do deski. Raczej nie możliwe jest też uczenie się (dla przeciętniaka, normalnego ludzia :D) z tych napakowanych wiedzą kartek bez żadnej pomocy. I w tym momencie przytoczę 2 rozwiązania umożliwiające przygotowanie się do anatomii z Bochenka:
- robienie notatek - idealne dla wzrokowców i pożyczających Bochenki z biblioteki. Notatki mało ważą. Każdy może wybrać sobie treści interesujące i umieścić je w postaci schematu, tabeli, punktów itp. Zajmuje to jednak duuużo czasu, szczególnie pedantom i wielbicielom sztuki.
- zakreślanie najważniejszych treści - mniej pracochłonne, jednak muszę przedstawić tu 2 główne wady: nadal musicie nosić takie księgi na uczelnię no i można stracić fortunę zużywając zakreślacze na Bochna
- kserowanie książki - nielegalne, ale korzystne. Możemy sobie robić, co nam się żywnie podoba, brak zbindowania to mniej noszenia na raz w torbie, a na dodatek wszelkie zakreślania, bazgroły i rysunki na marginesach wskazane.
3. Czasami autor zbacza na dziwne tematy, typu kształt bruzdy międzykłykciowej kości udowej u legwana 200 tys. lat pne. Można to przeczytać i zaszpanować wiedzą lub zwyczajnie gładko ominąć.
4. Brak kolorowych obrazków, schematów i tabelek - to nie jest podręcznik typu amerykańskiego. Ale co jest ważniejsze? Piękny wygląd jak w Gray'u czy piękne wnętrze Bochenków? 😍
Jak kupowałam książki od starszych roczników to powiedzieli mi, że Skawiny i IV tom Bochenka zdecydowanie wystarczą, aby zaliczyć anatomię, więc je kupiłam. Na tyle na ile było to możliwe w moim przypadku... szybko zorientowałam się, że Skawiny wgl. mi nie leżą, nie podobają mi się. Jakoś w lutym zaczęłam szukać sobie odpowiednich podręczników do anatomii. Wybrałam Narkiewicza. Bardzo przyjemnie mi się je czyta, a informacje są dla mnie zrozumiałe. Słyszałam, że Narkiewicz to takie streszczenie Bochenka. Oczywiście tomiszcza Adasia też mają swoje miejsce na półce u mnie w domu. Zobaczymy jak to będzie jak wrócę na studia. Może przekonam się do Bochenka? Nie lubię robić notatek. ;<
OdpowiedzUsuńMiałam w rękach Narkiewicza, u nas w Rzeszowie to było niestety za mało ;( Ale bardzo przyjemna książka z fajnymi prostymi obrazkami.
UsuńJa do Skawin też się nie mogłam przekonać, miałam je skserowane jako powtórkę przed kolosami, ale nieee...
Bochenek jest ciężki, w przenośni i dosłownie, wiele ludzi nie może go strawić. Chciałam tylko pokazać, że są jakieś jego pozytywy :) A akurat dla mnie jest naprawdę biblią anatomiczną.
Jeżeli nie szkoda Ci kupy hajsów to kup atlas Prometeusz :P On jest jakby z podręcznikiem od razu, boski, on + jakieś Skawiny czy Narkiewicze i OUN z Bochna powinny spokojnie wystarczyć :)
ja tam na narkiewiczu jakoś objechałem xD Ale ja to ja :P
Usuń~Kris
Kurczę. tak się składa, że mam atlasy Sobotty. Bochenki mam pożyczone od mojej Pani doktor ze szpitala. <3 Tylko Narkiewicza mam kupionego od nowości, reszta od starszych roczników. :)
OdpowiedzUsuńSobotta też jest spoko :) Ale jednak nikt nie przebije Promka
Usuń